Cześć kochani <3
Dawno się nie widzieliśmy, ale wróciłam :) Mam nadzieje, ze na dobre.
Dzięki Jamesowi Arthurowi i jego cudownej nowej płycie poczułam weny i stworzyłam ten o to rozdział. Mam nadzieje, ze jego cudowne piosenki zainspirują mnie do kolejnych rozdziałów.
Nie wiem czy wszyscy widzieli, ale zrobiłam nowy zwiastun do bloga :D
Ale wracając do rozdziału, bo znów się rozpisuje. Mam nadzieje, że spodoba wam się to co napisałam i wyrazicie swoje opinię.
Podczas słuchania polecam włączyć - TO ;) Pisałam przy tej cudownej piosence rozdział.
Trzymajcie się kochani! I powodzenia we wszystkim <3
Love! <3
_______________________________________________________________________________
'The angel in life
You feel you were given
As long as you’re living in love'
You feel you were given
As long as you’re living in love'
Louis' P.O.V.:
Jedyna rzecz o której marzyłem to otworzyć drzwi do swojego mieszkania i mocno ją przytulić. Pragnąłem ponownie poczuć jej niezwykły zapach i ciepło. Chciałem znów dać jej swoje wsparcie. Posmakować jej niezwykle delikatnych warg...
Cały dzień dłużył mi się w nieskończoności. Godziny trwały jak doby, a minuty jak godziny. Nie potrafiłem się na niczym skupić, bo wszystkie moje myśli wypełniała jej osoba. Co chwila odtwarzałem w swojej głowie obraz z poranka. Jej niewinna, zaspana twarz była taka piękna.
- Louis! - z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Liama.
- Co?
- To raczej ja powinienem pytać 'co?' Stary cały dzień chodzisz i uśmiechasz się sam do siebie. Mam się bać? - szturchnął mnie łokciem w bok.
- Odwal się! - udałem obrażonego, a przyjaciel nie mógł pohamować swojego śmiechu.
- Dzwoniła? - spytał, gdy już się uspokoił.
- Tak. Postanowiła zrobić nam obiad - uśmiechnąłem się na samą myśl o krzątającej się po kuchni szatynce w mojej koszulce.
- No proszę. Wreszcie będę mógł zjeść jakąś dokładkę, bo nie wyjesz mi połowy obiadu - pokazał mi język.
- To raczej Mathilde odetchnie, a nie ty - zacząłem się droczyć.
- Dobra już dobra - mruknął, a ja zacząłem się śmiać.
- Macie jakieś plany na dziś? - spytałem.
- Nie chyba, że Tilly coś wymyśliła. A co?
- Może przejdziemy się czwórką do jakiegoś pubu czy coś. Odstresujemy się.
- Jeśli myślisz, że znów wlejesz w siebie hektolitry alkoholu to jesteś w błędzie - spojrzał na mnie przeszywająco.
- Nie chcę się urżnąć, tylko spędzić miło czas. Daj spokój stary.
- Dobra pogadam z Tilly po pracy i dam ci znać - uśmiechnął się i odszedł w stronę nowego klienta.
Może naprawianie samochodów nie było naszą pasją, ale przynajmniej dawało w miarę dobry i legalny zarobek. Warsztat samochodowy w którym pracowaliśmy mieścił się blisko centrum, więc co chwila pojawiali się jacyś klienci. Plusem były normalne godziny pracy, więc nie mieliśmy powodów do narzekania. Mimo wszystko tego dnia nic mi nie wychodziło. Nie mogłem się na niczym skupić, a jedyną tego przyczyną była Bella. Wyobrażałem sobie co robi, jej każdy najmniejszy ruch. Czułem się jak narkoman, a ona była moim narkotykiem, którego nie mogłem mieć.
Kiedy wreszcie wiszący na ścianie zegar wskazał godzinę siedemnastą, uśmiechnąłem się szeroko i rzuciłem wszystko. Ruszyłem do szatni i doprowadziłem się do porządku. Nie zwracałem uwagi na nic, liczył się tylko fakt, że nareszcie wracam do domu. Do Belli. Czułem się jak mały chłopczyk wracający ze szkoły. który nie może się doczekać kiedy na reszcie weźmie do rąk swoje zabawki. Swoje skarby.
Nie pożegnałem się z nikim i zapakowałem swój tyłek do samochodu. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i odjechałem z pod warsztatu. Jadąc przez miasto miałem wrażenie, że go nie poznaje. Wszystko zdawało mi się obce, inne. Chodziłem tymi ulicami miliony razy i myślałem, że znam je dobrze, ale może byłem ślepy. Może byłem, bo wszystko wydawało się w tym momencie całkiem nowe. Nawet ja sam. Moje serce wydawało się bić inaczej, a gdy tylko w mojej głowie pojawiała się ona nie mogłem łapać powietrza w normalny sposób. To tak, jakby moje płuca otworzyły się pierwszy raz. 'Czy to jest miłość ... naprawdę kocham?' Mocniej nacisnąłem pedał gazu. Chciałem jak najszybciej móc ją zobaczyć. 'W końcu czuje się że wracam do domu...'
Kiedy wreszcie podjechałem pod swój blok, wysiadłem szybko z auta. Zamknąłem samochód i ruszyłem w stronę klatki. Po kilku minutach znalazłem się przed swoimi drzwiami. Chwyciłem za klamkę, ale one ani drgnęły. Lekko się zdziwiłem, ale wyjąłem swoje klucze z kieszeni i otworzyłem mieszkanie. Zaskoczyła mnie panująca wokół cisza. Rzuciłem wszystko na szafkę w przed pokoju i zdjąłem swoje buty. Zacząłem rozglądać się po mieszkaniu i nigdzie nie mogłem dostrzec szatynki. Rósł we mnie coraz większy niepokój i strach. Kiedy obszedłem wszystkie pomieszczenia, doszło do mnie, że jej nie ma. Przeczesałem nerwowo włosy i wyjąłem z kieszeni telefon. Odnalazłem numer Isabelli i wykonałem połączenie.
- Kurwa! - przekląłem, gdy odezwała się poczta głosowa.
Spróbowałem ponownie jeszcze kilkanaście razy, aż pełen irytacji odpuściłem. Poszedłem do kuchni i nalałem sobie zimnej kranówki. Lodowata woda rozeszła się po moim gardle. 'Gdzie ty jesteś?'
Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Miałem nadzieje, ze to ona... Moje rozczarowanie jednak nigdy nie było tak wielkie, jak w momencie w którym otworzyłem te cholerne drzwi. Moim oczom ukazała się ostatnia osoba, którą miałem ochotę oglądać - Zayn.
- Czego? - spytałem bez ogródek.
- Mi też cie miło widzieć Louis - zaakcentował moje imię.
- Przestań pieprzyć farmazony, czego chcesz? - nie ustępowałem.
- Od ciebie nic. Przyszedłem do Isabelli - na jego twarzy pojawił się zarys uśmiechu.
- No to się rozczarujesz - dodałem i już chciałem zamknąć przed nim drzwi. Mulat zatrzymał je nogą.
- Chcę tylko pogadać. Nic jej nie zrobię.
- Nie ma jej.
- Jak to? To gdzie do cholery jest? - był w totalnym szoku.
- Też chciałbym wiedzieć - spuściłem wzrok i przywaliłem pięścią w ścianę.
- Kurwa... - Zayn szepnął pod nosem - Chyba wiem gdzie jest.. - dodał, a ja nie kryłem swojego zdziwienia.
- Jak to?
- Wpuścisz mnie czy będziemy tak rozmawiać przez próg? - wyglądał na coraz bardziej wyprowadzonego z równowagi. Otworzyłem szerzej drzwi i chłopak wszedł do środka. Od razu skierował się do salonu i zaczął rozkładać różne rzeczy na stole.
- Co to? - podszedłem bliżej i kucnąłem przy ławie.
- Słyszałeś o przeszłości Isabelli?
- Tak, opowiadała mi - powiedziałem i zauważyłem zaciekawienie na jego twarzy - Znając ciebie znasz więcej szczegółów z innych źródeł - dodałem.
- To fakt. Mi nie chciała mówić - powiedział i skończył wyciągać wszystkie kartki i zdjęcia.
- Jakoś mnie to nie dziwi - podsumowałem.
- Dobra nie ważne. Jej ojczym wcale nie dał jej spokoju. On ciągle jej zawzięcie szuka. Jak mniemam już ją znalazł.
- O czym ty kurwa mówisz?! - byłem w totalnym szoku. Tak bardzo chciałem jej pomóc, uchronić ją...
- Byłem u niego w domu. Znalazłem pare ciekawych rzeczy.
- Włamałeś się mu do domu? - spojrzałem na niego jak na idiotę - Czemu mnie to nie dziwi?
- Nie zmieniaj temu. Ten psychol chciał ją złapać od momentu, kiedy uciekła. Nigdy nie planował dać jej spokoju.
- To czemu tak zwlekał?
- Też mnie to zaskoczyło, ale on czuł, że Isabella jest w Londynie. Po prostu chciał uśpić jej czujność.
- Skurwiel - mruknąłem pod nosem.
- Tu muszę się zgodzić. Najgorsze jest to, że może być kilka miejsc do których mógł ją zabrać.
- Jak to kilka? Przecież logiczne, ze zabierze ją do siebie! - coraz bardziej się niecierpliwiłem.
- Tego nie byłbym taki pewien - pokręcił zrezygnowany głową.
- Kurwa Zayn myśl logicznie - spojrzałem mu prosto w oczy - Te miejsce jest dla niej najgorszym koszmarem. To właśnie stamtąd uciekła. Robił jej tam takie świństwa o których nawet nie jesteś w stanie wyobrazić i ona stara się za wszelką cenę o nich zapomnieć. Właśnie tam ona czuje się kompletnym zerem - wymieniałem, a wyraz jego twarzy coraz bardziej ulegał zmianie.
- Czemu ja na to nie wpadłem? Mogłem tam kurwa siedzieć! Ja pierdole - schował swoja twarz w dłonie.
- Bo znałeś tylko suche fakty. Bo nie widziałeś jak cierpi. Nie trzymałeś jej w ramionach, gdy w snach miała najgorsze koszmary. Nie słyszałeś jej krzyku przerażenia po obudzeniu. Nie widziałeś jak codziennie zmaga się sama ze sobą. Jak walczy o wolność i brak pustego współczucia. Nie dostrzegłeś strachu w jej oczach przy najmniejszym dotyku...
- Louis ja..
- Przestań Zayn. Skoro dalej twierdzisz, że ci na niej zależy to lepiej się skup na jej uwolnieniu - dodałem i wziąłem do ręki swój telefon. Wybrałem numer Liama i wykonałem połączenie. Po kilku sygnałach usłyszałem ciepły głos Tilly po drugiej stronie.
- Cześć Loueh.
- Cześć Tilly. Masz tam Liama pod ręką?
- Co się dzieje?
- Proszę cię daj mi go.
- Tomlinson mów mi do jasnej cholery co się dzieje! - krzyknęła i wiedziałem, że nic już nie wskóram.
- Isabella zniknęła.
- Co? Ale jak?
- Nie wiem. Zayn podejrzewa, ze ojczym ją porwał.
- O cholera... LIAM! - krzyknęła, a po chwili w słuchawce odezwał się mój przyjaciel.
- Stary potrzebuje cię.
- Ok zaraz będę - powiedział bez zastanowienia i się rozłączył.
Isabella's P.O.V.:
Obudziłam się z ogromnym bólem w skroniach. Leżałam w cholernie niewygodniej pozycji. Moje nadgarstki i kostki były mocno związane jakimś starym sznurem. Miałam wrażenie, że na mojej klatce piersiowej leży wielki betonowy głaz. Czułam ból z każdym kolejnym oddechem, a w ustach miałam jedynie okropny, metaliczny posmak swojej własnej kwi. Próbując się jakkolwiek poruszyć zrozumiałam, że leżę gdzieś zamknięta. Zignorowałam ból i otworzyłam pomału swoje powieki. Było kompletnie ciemno. Do moich uszu dochodziły stłumione dźwięki z zewnątrz. Kompletnie nie wiedziałam co się dzieje. Po jakiś kilku minutach usłyszałam jakiś trzask. Miałam wrażenie, że hałas dochodził z niedaleka. Po chwili doszło do mnie coraz głośniejsze dudnienie silnika i wtedy zrozumiałam. Skurwiel zamknął mnie w jebanym bagażniku. Nie chciałam dać mu za wygraną. Zacisnęłam swoje dłonie i zaczęłam krzyczeć z całej siły. Nie mogąc walić niczym w klapę bagażnika, krzyczałam coraz głośniej i głośniej. Zapomniałam o towarzyszącym mi bólu. Chciałam jak najszybciej się z tą wydostać. Adrenalina zaczęła wypełniać moje żyły i czułam, że jeśli za chwile nikt nie mnie nie otworzy to eksploduje.
W pewnym momencie auto niespodziewanie się zatrzymało. Pod wpływem hamowania podskoczyłam i uderzyłam się w głowę. Zacisnęłam mocno swoje zęby próbując jakoś tłumaczyć ból. Usłyszałam przekręcany klucz w zamku. Całe wnętrze bagażnika momentalnie wypełniło się jasnym światłem, a ja pod jego wpływem szybko zacisnęłam swoje powieki.
- Co jest kurwa?! - usłyszałam ten okropny głos, którego miałam nadzieje już nigdy nie usłyszeć.
Otworzyłam powoli swoje oczy. Znów ujrzałam tą twarz. Twarz, która z każdym kolejnym spojrzeniem sprawiała, że w moich oczach pojawiło się coraz więcej łez. Twarz, która zawsze pojawiała się w najgorszych koszmarach. Twarz, która była jednym obrazem z mojego dzieciństwa. Jego twarz.
Jednak zamiast zbierających się łez czułam, że rosła we mnie coraz większa wściekłość. Zaciskałam swoje pięści z całych sił.
- Nie masz języka w gębie?! - ponownie się wydarł.
- Dokąd mnie kurwa zabierasz?! - próbowałam wyładować swoją złość, ale zamiast tego w moim głosie było słychać tylko desperacje. Wiedziałam, że poczuł przez to chorą satysfakcje.
- Niespodzianka - nachylił się nade mną i pokazał mi ten swój chytry uśmiech.
Nie wytrzymałam i splunęłam mu swoją śliną wymieszaną z resztami krwi prosto w twarz. Przeklął pod nosem i wytarł się swoją koszulką. Uderzył mnie z całej siły w brzuch i trzasnął klapą, sprawiając, ze ponownie pogrążyłam się w ciemności. 'Było warto.'