BETA! Jeśli macie problem z rozgryzieniem gdzie pojechał Malik to wskazówka jest w 6. rozdziale : )
Witajcie! Powracam do was z kolejnym
rozdziałem. Nie jestem nim zachwycona, ale stwierdziłam, że poddam go
waszej opinii. Najwyżej mnie zlinczujecie i wcale nie będę tym
zaskoczona.
Ostatnio zauważyłam, ze nie chce się wam komentować i waszych opinii jest coraz mniej. To smutne, bo w ankiecie zaznaczyło już ponad 100 osób, że czyta... -,-
Tak wiem to niezwykłe i nawet nie wiecie jak się cieszę z tego powodu! Nie chce narzekać, ale wasze słowa motywują, a mi coraz gorzej idzie z weną. Nie wiem jak będzie z Brave i kiedy pojawi się nowy rozdział, bo w mojej głowie brakuje pomysłów. Wena jest chyba na wyczerpaniu... Mam nadzieje, że powróci... Oby...
No ale już nie zanudzam was.
No więc życzę miłego czytania i trzymajcie się! Powodzenia w szkole ;*
___________________________________________________________________________________
'You're nobody 'til somebody loves you
So cold heart, when nobody holds you'
So cold heart, when nobody holds you'
Louis' P.O.V.:
Bałem się jej reakcji. Bałem się jak cholera. 'Kurwa czemu nie ugryzłeś się w język?!' Jej przedłużające się w nieskończoność milczenie sprawiało, że coraz bardziej żałowałem moich słów. Jak to jest, że chcesz coś powiedzieć, ale jak już to powiesz to przejebane...?
- Louis.. - szepnęła prawie bezgłośnie, że przez moment miałem wrażenie, że sam to sobie wymyślam, a ona wciąż milczy - Ja.. Nie wiem..
- Nie proszę cię nie mów mi, że coś mi się pomyliło..
- Nie to chciałam powiedzieć - dodała lekko oburzona, a ja poświęciłem jej całą swoją uwagę i skupiłem się na jej pięknych błękitnych tęczówkach.
- To co? - ponagliłem ją.
- Jestem w szoku, ok?! - krzyknęła na mnie, a ja uśmiechnąłem się lekko w myślach. To nie była odpowiedź jakiej oczekiwałem, ale w pewien sposób sprawiała, że zaczynałem wierzyć, ze może mój niewyparzony język to nie taka wielka tragedia - Najpierw mówisz, że planowałeś mnie zabić. Potem wyjeżdżasz z tekstem, że już nie kochasz Clear, bo pojawiłam się ja...? - patrzyła na mnie zdziwiona. Nie wiem czemu, ale widziałem w jej oczach jakąś iskrę ciekawości.
- Trochę to skomplikowane...
- Odrobinkę - powiedziała sarkastycznie i zagryzła swoją wargę. Nie wiem czemu, ale miałem cholerną ochotę zrobić to za nią. Bella przez chwile bawiła się swoimi palcami. Widać było, że coś ją dręczy.
- Mów.
- Ale
co?
-
Przecież widzę, że chcesz o coś zapytać, więc pytaj.
- Tu
nie chodzi o ciekawość Louis, ale ja serio nie wiem co o tym myśleć. Nie
twierdzę, że nic dla mnie nie znaczysz, ale ja sama chyba nie do końca wiem co
czuję...
-
Bella ja też jeszcze się w tym gubię - spuściłem swój wzrok i przeczesałem ręką włosy. Ona zeszła z szafek i podeszła
powoli w moją stronę. Stanęła na
przeciwko mnie i złapała w swoje małe i delikatne dłonie moją jeansową koszule.
Uśmiechnęła się lekko do mnie i złączyła nasze usta. Smak i miękkość jej warg
sprawił, że zeszła ze mnie cała niepewność. Była delikatna, a zarazem pewna
siebie. Nie mogłem ukryć faktu, że cholernie mnie to kręciło. Objąłem ją mocno
w pasie i wziąłem na ręce. Nie przerywając naszego pocałunku odwróciłem się i
posadziłam ją na blacie jednej z szafek. Stanąłem pomiędzy jej nogami i mocniej
naparłem na jej usta. Ona zagryzła moją dolną wargę i objęła mnie swoimi
szczupłymi nogami. Mocnej przycisnęła mnie do siebie i mruknęła prosto do moich
ust. Przyjaciel w moich spodniach coraz bardziej dawał o sobie znać i coraz
bardziej wypełniał przestrzeń moich bokserek. Jej próba dominacji sprawiała, że
coraz bardziej rosło we mnie podniecenie. Mimo to cholernie się hamowałem. Bałem się zrobić cokolwiek. Bałem się
ją skrzywdzić. Zupełnie nie wiedziałem gdzie są jej granice. Ale najbardziej
bałem się, że ją wystraszę i odejdzie.
-
Louis.. - szepnęła mi do ucha - Co się dzieje? - złapała moją twarz w dłonie i
spojrzała w moje oczy. Błękit jej tęczówek odebrał mi zdrowe myślenie i
pocałowałem jej ciepłe wargi ponownie. Bella zaśmiała się i objęła mój kark.
-
Ups.. Przepraszam - usłyszałem cichy głos Liama, a dziewczyna momentalnie się
ode mnie odsunęła. Wyglądała niezwykle uroczo z wielkim rumieńcem na
policzkach.
-
Cześć Liam - przerwałem niezręczną ciszę.
-
Przepraszam. Nie spodziewałem się tu nikogo o tej porze.
- Ja
pójdę się umyć - Bella wyleciała z kuchni jak oparzona. Zaśmiałem się pod nosem
i usiadłem przy stole.
- Masz
wyczucie stary - nie kryłem swojego rozbawienia.
- Skąd
miałem wiedzieć, że ktoś będzie całować
się w kuchni po czwartej w nocy - spojrzał na mnie jak na debila - A tak w ogóle
to nie mówiłeś, że coś między wami jest.
Tilly się śmiała, że to tylko kwestia
czasu i widać miała rację - uśmiechnął.
- Tak
jakoś wyszło. Czuję, że ona mnie naprawdę rozumie.
-
Widzę stary i nawet nie wiesz jak się cieszę - zaczął, a ja patrzyłem na niego
jak na idiotę - No co? - zdziwił się - Taka prawda. Myślałem, że po śmierci Clear już się nie zakochasz i
nie znajdziesz drugiej połówki.
-
Uwierz mi, że ja też tak myślałem, ale pojawiła się tak nagłe i wszystko się
zmieniło.
- Oj
nawet nie wiesz jak Cię rozumiem - pokazał mi rząd białych zębów.
- A tak w ogóle to ty
co spać nie możesz? - zmieniłem temat.
- No właśnie nie mogę. Tilly mi powiedziała.. No sam wiesz o czym - spojrzał na mnie, a ja kiwnąłem porozumiewawczo głową - Stwierdziła, że lepiej będzie jak będę wiedział. Jak zwykle uważa, że palne coś nieodpowiedniego.
- Bo to prawda stary - zaśmiałem się.
- Dobra już dobra. Odezwał się - pokazał mi język.
- I co o tym wszystkim myślisz?
- Ta dziewczyna ma naprawdę przejebane. Najpierw ojczym, potem Zayn, a teraz ty.
- No dzięki stary.
- Sam na początku chciałeś ją zabić.
- Wiem, ale oboje jesteśmy świadomi, że nigdy bym tego nie zrobił.
- To fakt, ale Zayn się nie zawaha.
- Wiem... - powiedziałem zrezygnowany - Ale ona nie ma pojęcia co robić. W sumie to ja za bardzo też.
- Ona powinna iść do sądu Louis.
- I myślisz, że co oni zrobią? Zamkną go na trzy lata, a wypuczą po pół roku za dobre sprawowanie. Poza tym ona się na to nie zgodzi.
- Czemu?
- Postaw się na jej miejscu Liam. Uciekasz od ojca po to, żeby już go nigdy nie zobaczyć i idziesz do sądu go pozwać? Przecież to przeczy logice. Ona nie powie słowa przeciwko niemu, gdy będzie świadoma, że on stoi obok.
- A co lepszą opcją jest ciągłe uciekanie? Jak widać kiepsko jej to na razie wychodzi. Zayn nie da jej spokoju. W sumie to sam nie wiem o co mu kurwa chodzi. Przecież ona nie jest mu nic winna. Chyba..- spojrzał na mnie pytająco.
- Nie wiem stary, ale on bawi się w jakąś chorą i pojebaną grę. Nie mogę go rozgryźć. Zawsze miałem wrażenie, że go znam, ale coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nic o nim nie wiem. Do tego wszystkiego kompletnie nie wiem jak jej pomóc..
- Rozumiem cię stary, ale naprawdę trzeba coś wymyślić i to jak najszybciej. Czuję, że Malik nie siedzi załamany w domu tylko działa - dodał, a ja milczałem zrezygnowany. Wiedziałem, że miał rację. Wkurwiała mnie ta bezsilność, którą czułem.
- Coś się wymyśli - pocieszył mnie i poklepał po ramieniu - Ja idę chociaż spróbować zasnąć i tobie polecam to samo.
- Tak wiem. Zaczekam tylko na Belle i też pójdę.
Przyjaciel spojrzał na mnie ostatni raz i opuścił kuchnie. Podniosłem się powoli i ruszyłem w stronę balkonu. Wyszedłem na zimne płytki i zapaliłem papierosa. Noc była wietrzna i zimna. Na mojej skórze szybko pojawiła się gęsia skórka. Zaciągnąłem się papierosowym dymem i lekko odetchnąłem. Nikotyna w organizmie dała mi złudne ukojenie. Usłyszałem delikatnie kroki i odwróciłem się w stronę drzwi. Na widok lekko zaspanej szatynki na moich ustach pojawił się zarys uśmiechu.
- Schowaj się do środka. Jest strasznie zimno - powiedziałem.
- O czym myślisz? - zignorowała moją poprzednią uwagę i chwilę potem stała obok mnie.
- Nie nic - próbowałem zmienić temat.
- Przecież widzę, powiedz.
- Nie wiem ja ci pomóc - spuściłem wzrok, ale ona szybko złapała mój podbródek i nasze spojrzenia się spotkały.
- Po prostu bądź przy mnie - szepnęła i musnęła moje wargi.
Zayn's P.O.V.:
Stałem pod swoim blokiem na parkingu i wsłuchiwałem się w odgłosy deszczu. Zimny wiatr rozchodził się na całym moim ciele. Przeczesałem palcami swoje wilgotne włosy i dokończyłem palić drugiego z rzędu papierosa. Podszedłem do swojego samochodu i wsiadłem do niego. Całe auto wypełniał jesienny chłód. Rozsiadłem się wygodnie i przekręciłem kluczyki w stacyjce. Odjechałem spod bloku i po okołu dwudziestu minutach zostawiłem Londyn za sobą. Cisza wypełniała mnie całego. Nie mogłem przestać myśleć o tych niebieskich oczach i długich czarnych włosach. Sam nie byłem pewny jak to możliwe, ale przez moment miałem wrażenie, że czułem w samochodzie jej zapach. Przekręciłem głową by odgonić wszystkie myśli o dziewczynie i próbowałem skupić się na drodze. Nie wychodziło mi to najlepiej. Miałem ochotę przyjebać Tomlinsonowi i to nie z powodu Belli, ale tego że miał rację. Jego słowa dudniły mi w głowie i nie pozwalały racjonalnie myśleć.
"Sam musisz kurwa przyznać, że traktujesz ją inaczej niż inne dziewczyny Zayn. Przyznaj się do tego skurwysynie! Już dawno byś ją zostawił i miał w dupie. Nigdy ci na nikim nie zależało tak jak na niej. Śmiejesz się ze mnie, a ty co? Sam za nią biegasz. Pomagasz. Pewnie nie bezinteresownie, ale zawsze. Jesteś tu teraz, a równie dobrze mógłbyś siedzieć nietrzeźwy w klubie i nie przejmować się niczym"
Zacisnąłem mocniej palce na kierownicy. Złość wypełniła mnie całego. Zjechałem na pobocze i zatrzymałem samochód. Wysiadłem szybko z auta i zacząłem kopać leżące na ziemi gałęzie i kamienie. Miałem tego wszystkiego dość. Złapałem swoją głowę i głośno krzyknąłem. Zacisnąłem pięści i wróciłem do swojego pojazdu. Wcisnąłem mocno pedał gazu i rozpędziłem się jak tylko byłem w stanie. Uczucie wolności dało mi lekkie ukojenie. Na widok znaku z napisem 'Witamy w Watford' uśmiechnąłem się pod nosem. Zwolniłem samochód i rozejrzałem się po miasteczku. Jechałem powoli i szukałem wzrokiem odpowiedniego numeru domu. Kiedy wreszcie ujrzałem 27 przed oczami, podjechałem na podjazd i opuściłem auto. Dom nie był duży i wyglądał na dość stary. Przełknąłem głośno ślinę i ruszyłem w stronę drzwi.
- Teraz, albo nigdy.
- No właśnie nie mogę. Tilly mi powiedziała.. No sam wiesz o czym - spojrzał na mnie, a ja kiwnąłem porozumiewawczo głową - Stwierdziła, że lepiej będzie jak będę wiedział. Jak zwykle uważa, że palne coś nieodpowiedniego.
- Bo to prawda stary - zaśmiałem się.
- Dobra już dobra. Odezwał się - pokazał mi język.
- I co o tym wszystkim myślisz?
- Ta dziewczyna ma naprawdę przejebane. Najpierw ojczym, potem Zayn, a teraz ty.
- No dzięki stary.
- Sam na początku chciałeś ją zabić.
- Wiem, ale oboje jesteśmy świadomi, że nigdy bym tego nie zrobił.
- To fakt, ale Zayn się nie zawaha.
- Wiem... - powiedziałem zrezygnowany - Ale ona nie ma pojęcia co robić. W sumie to ja za bardzo też.
- Ona powinna iść do sądu Louis.
- I myślisz, że co oni zrobią? Zamkną go na trzy lata, a wypuczą po pół roku za dobre sprawowanie. Poza tym ona się na to nie zgodzi.
- Czemu?
- Postaw się na jej miejscu Liam. Uciekasz od ojca po to, żeby już go nigdy nie zobaczyć i idziesz do sądu go pozwać? Przecież to przeczy logice. Ona nie powie słowa przeciwko niemu, gdy będzie świadoma, że on stoi obok.
- A co lepszą opcją jest ciągłe uciekanie? Jak widać kiepsko jej to na razie wychodzi. Zayn nie da jej spokoju. W sumie to sam nie wiem o co mu kurwa chodzi. Przecież ona nie jest mu nic winna. Chyba..- spojrzał na mnie pytająco.
- Nie wiem stary, ale on bawi się w jakąś chorą i pojebaną grę. Nie mogę go rozgryźć. Zawsze miałem wrażenie, że go znam, ale coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nic o nim nie wiem. Do tego wszystkiego kompletnie nie wiem jak jej pomóc..
- Rozumiem cię stary, ale naprawdę trzeba coś wymyślić i to jak najszybciej. Czuję, że Malik nie siedzi załamany w domu tylko działa - dodał, a ja milczałem zrezygnowany. Wiedziałem, że miał rację. Wkurwiała mnie ta bezsilność, którą czułem.
- Coś się wymyśli - pocieszył mnie i poklepał po ramieniu - Ja idę chociaż spróbować zasnąć i tobie polecam to samo.
- Tak wiem. Zaczekam tylko na Belle i też pójdę.
Przyjaciel spojrzał na mnie ostatni raz i opuścił kuchnie. Podniosłem się powoli i ruszyłem w stronę balkonu. Wyszedłem na zimne płytki i zapaliłem papierosa. Noc była wietrzna i zimna. Na mojej skórze szybko pojawiła się gęsia skórka. Zaciągnąłem się papierosowym dymem i lekko odetchnąłem. Nikotyna w organizmie dała mi złudne ukojenie. Usłyszałem delikatnie kroki i odwróciłem się w stronę drzwi. Na widok lekko zaspanej szatynki na moich ustach pojawił się zarys uśmiechu.
- Schowaj się do środka. Jest strasznie zimno - powiedziałem.
- O czym myślisz? - zignorowała moją poprzednią uwagę i chwilę potem stała obok mnie.
- Nie nic - próbowałem zmienić temat.
- Przecież widzę, powiedz.
- Nie wiem ja ci pomóc - spuściłem wzrok, ale ona szybko złapała mój podbródek i nasze spojrzenia się spotkały.
- Po prostu bądź przy mnie - szepnęła i musnęła moje wargi.
Zayn's P.O.V.:
Stałem pod swoim blokiem na parkingu i wsłuchiwałem się w odgłosy deszczu. Zimny wiatr rozchodził się na całym moim ciele. Przeczesałem palcami swoje wilgotne włosy i dokończyłem palić drugiego z rzędu papierosa. Podszedłem do swojego samochodu i wsiadłem do niego. Całe auto wypełniał jesienny chłód. Rozsiadłem się wygodnie i przekręciłem kluczyki w stacyjce. Odjechałem spod bloku i po okołu dwudziestu minutach zostawiłem Londyn za sobą. Cisza wypełniała mnie całego. Nie mogłem przestać myśleć o tych niebieskich oczach i długich czarnych włosach. Sam nie byłem pewny jak to możliwe, ale przez moment miałem wrażenie, że czułem w samochodzie jej zapach. Przekręciłem głową by odgonić wszystkie myśli o dziewczynie i próbowałem skupić się na drodze. Nie wychodziło mi to najlepiej. Miałem ochotę przyjebać Tomlinsonowi i to nie z powodu Belli, ale tego że miał rację. Jego słowa dudniły mi w głowie i nie pozwalały racjonalnie myśleć.
"Sam musisz kurwa przyznać, że traktujesz ją inaczej niż inne dziewczyny Zayn. Przyznaj się do tego skurwysynie! Już dawno byś ją zostawił i miał w dupie. Nigdy ci na nikim nie zależało tak jak na niej. Śmiejesz się ze mnie, a ty co? Sam za nią biegasz. Pomagasz. Pewnie nie bezinteresownie, ale zawsze. Jesteś tu teraz, a równie dobrze mógłbyś siedzieć nietrzeźwy w klubie i nie przejmować się niczym"
Zacisnąłem mocniej palce na kierownicy. Złość wypełniła mnie całego. Zjechałem na pobocze i zatrzymałem samochód. Wysiadłem szybko z auta i zacząłem kopać leżące na ziemi gałęzie i kamienie. Miałem tego wszystkiego dość. Złapałem swoją głowę i głośno krzyknąłem. Zacisnąłem pięści i wróciłem do swojego pojazdu. Wcisnąłem mocno pedał gazu i rozpędziłem się jak tylko byłem w stanie. Uczucie wolności dało mi lekkie ukojenie. Na widok znaku z napisem 'Witamy w Watford' uśmiechnąłem się pod nosem. Zwolniłem samochód i rozejrzałem się po miasteczku. Jechałem powoli i szukałem wzrokiem odpowiedniego numeru domu. Kiedy wreszcie ujrzałem 27 przed oczami, podjechałem na podjazd i opuściłem auto. Dom nie był duży i wyglądał na dość stary. Przełknąłem głośno ślinę i ruszyłem w stronę drzwi.
- Teraz, albo nigdy.