Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rozdział 12.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rozdział 12.. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 12.

 Cześć wszystkim ; )
Ten rozdział dedykuje wszystkim wam, którzy czytają i komentują tego bloga. Gdyby nie wasze opinię, już by mnie tu nie było. Dlatego ten rozdział jest dla Was ;*

 Kiedy pojawi się następny? Nie mam zielonego pojęcia ; )
Kiedy znajdę czas i napiszę to dodam, obiecuję. Mogę Wam powiedzieć, że już kawałek mam naskrobany :D

Dobra kochani życzę miłego czytania i lecę uczyć się na spr z chemii.
Trzymajcie kciuki ;*
__________________________________________________________________________________

 Louis' P.O.V.:
- Zayn? - zdziwiłem się.
- Gdzie ona kurwa jest?!
- Kto? - próbowałem grać na czas.
- Nie wkurwiaj mnie Tomlinson. Gdzie do chuja jest Isabella? - stał z zaciśniętymi pięściami i wyglądał jakby był na skraju cierpliwości.
- Nie moja wina, że nie umiesz utrzymać osiemnastolatki w domu.
- Wiem, że wiesz gdzie ona jest, więc mów! - złapał mnie za T-shirt, ale od razu wyrwałem się z jego ucisku.
- A co pan Malik się stęsknił?
- Już dawno ci się nie zwierzam Louis, więc po chuja drążysz? - przechylił lekko swoją głowę i patrzył na mnie skupiony.
- Czyżbyś się zakochał Zayn? Pierwszy raz ci tak na kimś zależy - nie dawałem za wygraną.
- Na Clear też mi zależało - uśmiechnął się.
- O nie! W jej przypadku liczyły się tylko jej pieniądze - zacisnąłem swoje ręce w pięści.
- Czyżbyś dalej denerwował się na jej wspomnienie? - jego uśmiech tylko się powiększył.
- Zaraz poczuję się lepiej - syknąłem i wycelowałem zaciśniętą pięścią prosto w jego twarz. Mój atak lekko go odrzucił, ale tym razem szybko się otrząsnął i spojrzał na mnie wściekle. Zacisnął swoje dłonie i rzucił się w moim kierunku. Trafił mnie prosto w brzuch. Poczułem przeszywający ból, ale zacisnąłem zęby i wycelowałem w jego żebra. Umiejętnie unikałem jego ataków i starałem się uderzyć go ponownie. Po chwili naszej szarpaniny do przedpokoju wkroczył Liam.
- Co tu się kurwa dzieje?! - podbiegł do nas i stanął pomiędzy nami.
- O może chociaż ty mi powiesz gdzie ona jest? - spojrzał w kierunku mojego przyjaciela.
- Raczej nie - syknął i zaciągnął mnie do mieszkania. Chciał już zamknąć drzwi, ale Zayn postawił nogę między nimi a futryną.
- To przekaż jej chociaż, że rozmawiałem z jej ojcem. Będzie zachwycona - dodał z chytrym uśmieszkiem. Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale moje rozmyślania przerwał Liam.
- Chyba nie będzie musiał - powiedział, a ja usłyszałem głosy Mathilde i Belli na klatce schodowej.
- Kurwa.. - szepnąłem pod nosem, a Malik tylko szerzej się uśmiechnął.
- Kogo my tu mamy? - powiedział pewnie.
- Zayn..? - Bella stanęła zaskoczona i uśmiech od razu zniknął z jej twarzy. Tilly też spoważniała i nie wiedziała co zrobić. Usłyszałem jak brunetka bierze głęboki oddech - Po co tu przylazłeś? - spytała.
- Szukałem cię - syknął.
- A po co? Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Choć Mathilde - zwróciła się do dziewczyny i ruszyła w naszą stronę. Zayn złapał ją za nadgarstek i przysunął do siebie.
- Musimy porozmawiać - powiedział wściekły.
- Nie mam ochoty z tobą gadać - próbowała mu się wyrwać - Puść mnie! To boli Zayn!
- Bo ma boleć - syknął - Rozmawiałem z twoim tatusiem - uśmiechnął się do niej chytrze. Bella stanęła jak wryta, a wszystkie jej mięśnie w jednej chwili się napięły. Podszedłem szybko do nich i odciągnąłem szatynkę od Mulata. Zabrałem ją szybkim ruchem i wziąłem na ręce. Wierciła się i waliła we mnie pięściami, ale zaniosłem ją sprawnie do mieszkania i oddałem pod opiekę Mathilde.
- Louis ja muszę z nim porozmawiać! - krzyknęła w moją stronę.
- Nie zgrywaj bohaterki Bella! Zostań tu! - uniosłem się, nie patrząc w jej oczy. Bałem się, że jej ulegnę. Przy niej nie umiałem być tak stanowczy jak kiedyś. Zamknąłem szybko drzwi i udawałem, że nie słyszę jej krzyków. Ruszyłem prosto w stronę Mulata i jak tylko skupiłem swój wzrok na jego posturze od razu ogarnęła mnie ponowna furia. Ona się go bała, a ja miałem ochotę przypierdolić mu z całej siły w twarz.
- Odpierdol się od niej Malik, raz na zawsze! - krzyknąłem i stanąłem prosto na przeciwko niego. On tylko zaczął się śmiać.
- Oj Tomlinson, tak łatwo się angażujesz. Mógłbym nawet stwierdzić, że zaczynasz czuć coś do tej małej kurwy - złapał się za podbródek i spojrzał w moje oczy.
- Nawet nie waż się tak o niej mówić - burknąłem pod nosem - Sam musisz kurwa przyznać, że traktujesz ją inaczej niż inne dziewczyny Zayn. Przyznaj się do tego skurwysynie! Już dawno byś ją zostawił i miał w dupie. Nigdy ci na nikim nie zależało tak jak na niej. Śmiejesz się ze mnie, a ty co? Sam za nią biegasz. Pomagasz. Pewnie nie bezinteresownie, ale zawsze. Jesteś tu teraz, a równie dobrze mógłbyś siedzieć nietrzeźwy w klubie i nie przejmować się niczym - powiedziałem pewnie.
On tylko stał prosto. Każdy inny pomyślałby, że spłynęło to po nim jak po kaczce, ale ja nie. Zbyt dobrze go znałem. Wiedziałem, że moje słowa do niego dotarły, a on starał się je teraz analizować. Czułem, że ta dziewczyna na niego wpłynęła i zmieniła go. Trochę, ale zawszę. Nie oszukujmy się na mnie też wpłynęła. Nie byłem do końca przekonany w jakim stopniu, ale czułem, że nie była już dla mnie obojętna.
- Wiesz co Louis.. - próbował skleić coś sensownego, ale mu przerwałem.
- Skończ pieprzyć - rzuciłem  zrezygnowany - Oboje wiemy że mam racje. Ona nie chcę cię widzieć wiec z łaski swojej to uszanuj i wróć do domu. Będzie chciała to do ciebie przyjdzie. Nie mam zamiaru jej zatrzymywać. Jej życie - skierowałem się w stronę swojego mieszkania.
- Nie masz czasem ochoty mi przypierdolić? - spojrzał na mnie.
- Nie będę zaprzeczał, że teraz mam ochotę zajebać cię żywcem, ale nie chce mieć takiego gówna na sumieniu. Wybacz - dodałem i złapałem za klamkę. Nie czekałem już na jego odpowiedź. Wszedłem pewnie do środka i spojrzałem przez judasz na klatkę. Mulat stał jeszcze chwilę lekko zbity z tropu, ale parę sekund później odwrócił się na pięcie i poszedł.

Isabella's P.O.V.:
           Byłam przerażona. Nie spodziewałam się, że Zayn pojawi się w mieszkaniu Louisa. Musiałam przyznać, że miałam małą nadzieje na to, że choć trochę przejmuje się moją osobą i może mnie szuka, ale nigdy bym nie przypuszczała, że okaże się to prawdą. Jego obecność sprawiła, że znów poczułam strach i miałam łzy w oczach. Kiedy tylko powiedział mi, że rozmawiał z moim ojczymem, moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Byłam w kompletnym szoku. Miałam za złe Louisowi, że się wtrącił i zabrał mnie do mieszkania, ale z drugiej strony bałam się. Cholernie się bałam. Zayna, ale i tego skurwysyna, Davida. Co ta dwójka ma ze sobą wspólnego?
           Siedziałam skulona na podłodze w łazience i kompletnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Moja ręka wciąż bolała od chwili, gdy Zayn ścisnął mnie i przyciągnął do siebie. Nie mogłam zrozumieć po co to wszystko robi. Dlaczego tak bardzo chciał mnie wystraszyć. Martwiłam się też o Louisa. Tak musiałam przyznać, że brunet też stał się dla mnie.. No właśnie kim? Nie mogłam zaprzeczać, ale chyba coraz bardziej czułam, że mi na nim zależy. Bałam się, że będąc tam we dwójkę na klatce coś sobie zrobią, a ja jak zwykle czułam się bezsilna.
         Objęłam swoje nogi rękoma i schowałam głowę w kolanach. Mathilde przez chwile pukała do drzwi, ale niedługo potem odeszła zrezygnowana. Polubiłam ją, ale w tamtym momencie chciałam być sama. To takie idiotyczne. Czułam się cholernie samotna, a nie chciałam z nikim rozmawiać. Nawet nie zauważyłam kiedy z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Nie przejmowałam się tym. Dałam upust swoim wszystkim myślom i emocjom, i płakałam. Jak mała dziewczynka.
         Po jakimś czasie ktoś ponownie zapukał do drzwi, ale ja nie reagowałam. Miałam nadzieje, że za chwilę sobie odpuści, ale nie. Wstałam więc zrezygnowana z zimnych płytek i nie zwracając uwagi na swoje rozmazane oczy, chwyciłam za klamkę. Przede mną ukazał się brunet. Miał lekko podbite oko i napuchniętą wargę. Patrzył się chwilę na mnie po czym wyminął mnie spokojnie i podszedł do umywalki. Usiadłam na brzegu wanny i patrzyłam na ruchy chłopaka. On odkręcił wodę i przetarł swoją twarz.
- Czy on.. - zaczęłam, ale on od razu mi przerwał.
- Poszedł. Nie musisz się już bać.
- Nie o to mi chodzi - powiedziałam i podeszłam do niego. Złapałam go za policzek. Udawałam, że dotyk jego skóry w ogóle na mnie nie działał i skierowałam jego twarz w moją stronę - To on ci to zrobił?
- Tak, ale jeszcze przed twoim przyjściem - patrzył mi w oczy - Nie martw się on też parę razy dostał.
- Gdzie masz wodę utlenioną? - spytałam ignorując jego ostatnią uwagę.
- Nie musi.. - już chciał mnie powstrzymać, ale przerwał, gdy tylko na niego spojrzałam - Druga półka pod zlewem - dodał zrezygnowany i oparł się o brzeg wanny. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam butelkę z przezroczystym płynem. Wzięłam czystą gazę i zmoczyłam ją wodą.
- Będzie piekło - szepnęłam.
- Taaa.. Auł! - krzyknął gdy tylko przyłożyłam materiał do jego skroni. Uśmiechnęłam się lekko.
- Ostrzegałam - pokazałam mu język, a on tylko udał obrażonego.
- Bella.. - szepnął cicho, a ja zastygłam. Nie lubiłam jak ktoś tak do mnie mówił. To zawsze przypominało mi.. Mamę. Ona, tylko ona tak do mnie mówiła.

'Kocham Cię Bella'

Jej słowa dźwięczały w mojej głowie. Zawsze starałam się unikać tego określenia. Wolałam jak wszyscy mówili do mnie Isabella, a tamto miało być tylko jej. Ale Louis.. On wymówił to z taką troską, że nie miałam mu tego za złe. Musiałam nawet przyznać, że podobało mi się.
- Słyszysz mnie? - wyrwał mnie z mojego zamyślenia.
- Nie, przepraszam. Co mówiłeś? - spojrzałam na niego ponownie. W jego lazurowych tęczówkach dostrzegłam nutę niepewności. Skończyłam ocieranie jego ran i usiadłam obok niego na brzegu wanny.
- Powiesz mi o co mu chodzi? Te szantaże z twoim ojcem... - zaczął nie pewnie, a ja bawiłam się palcami swoich dłoni. Nie wiedziałam co i jak mam mu powiedzieć. Bałam się mu zaufać. Nie wiedziałam czy mogę - Isabella.. - złapał moją dłoń, a ja ponownie poczułam coś w dole brzucha. Nie umiałam tego z definiować, ale z pewnością było mi to obce.
- Ja.. Nie wiem czy mogę ci zaufać - spojrzałam w jego oczy i zrozumiałam swój błąd. Ich lazurowa barwa odrzuciła moja wszelkie wątpliwości na dalszy plan. Jego oczy były tak piękne.
- Bella ja chcę ci pomóc, naprawdę -  nie ustępował - Po co u niego mieszkasz?
- Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze.. - mocniej ścisnęłam jego rękę - Nie wiem. Kompletnie nie wiem jak się znalazłam w tym gównie. On wielki bohater, a ja idiotka w potrzebie i tak się stało, że mieszkam z nim.
- W czym ci pomógł?
- Przywiózł mnie do Londynu i dał dach nad głową.
- A czemu wyprowadziłaś się od rodziców?
- Od ojczyma... To dłuższa historia. I może bardziej trafne jest stwierdzenie, że uciekłam.
- Co on ci zrobił, Bella? - lekko spoważniał.
- Spytaj się Tilly, ona już wszystko wie - burknęłam i podniosłam się z miejsca.
- Gdzie idziesz? - zdziwił się.
- Zapalić. Dołączysz?
Nie odpowiedział. Podniósł się tylko i ruszył za mną. Skierowałam się w stronę salonu i minęłam pytające spojrzenia Liama i Mathilde z kuchni. Wyszłam na zimne płytki i odetchnęłam świeżym powietrzem. Usiadłam na parapecie, a brunet zrobił to samo. Wyjął swoją paczkę papierosów i poczęstował mnie jednym. Paliliśmy w ciszy. W pewnym momencie zaczął padać delikatny deszcz. Uwielbiałam dotyk zimnych kropli na ciele. Przymknęłam swoje ciężkie powieki i oddałam się chwili. Poczułam na swoich ramionach ciepły materiał i odwróciłam się w stronę Louisa. Brunet uśmiechnął się lekko i założył na moje plecy swoją bordową bluzę. Rozkoszowałam się przyjemnym zapachem jego perfum i skończyłam palić swojego papierosa. Rzuciłam spalonego peta za barierkę. Wzięłam głęboki wdech.
- Bił mnie.. - szepnęłam pod wpływem chwili. Sama nie wiedziałam czemu.
- Bella nie musi...
- Bił, molestował, głodził, znęcał się... Odebrał mi całe dzieciństwo i najprawdopodobniej przyczynił się do śmierci mojej matki - wydusiłam z siebie.
- Bella ja...
- A wiesz co mnie najbardziej boli? - spojrzałam mu prosto w oczy, a po moich policzkach zaczęły spływać mi łzy - Że ten chuj Malik powie mu gdzie jestem.. On mnie.. znajdzie.. Rozumiesz? - mój głos zaczął mi się łamać. Tomlinson mocno objął mnie swoim ramieniem i przysunął do swojego torsu. W jego ramionach poczułam się dziwnie bezpiecznie i nie patrząc na wszystko zwyczajnie płakałam w jego bluzkę. On masował moje plecy i dodawał otuchy. Pomału moje zmęczenie dawało o sobie znać i moje powieki stawały się coraz cięższe.
- Nie martw się. On cię już więcej nie skrzywdzi - usłyszałam cichy szept chłopaka, po czym odpłynęłam w jego ramionach.